Poranek nadziei
stąd
raczej daleko
nie ma odwrotu
oni już widzą ciebie na końcu drogi
nie chcesz zawieść
nieomylności zawieszonych w powietrzu
ich święty śmiech
gdy ważysz na larwie języka
kamienny
przyziemny
spokój
ale to nie ja
i to nie my
to tylko ciało
zdradzone przez duszę
a w środku ty
sponiewierany
skonany
może wreszcie trzeba się odwrócić
i pójść w cholerę
za siebie
w tym ciele
nie dałbyś
funta kłaków
Leave a Reply
Want to join the discussion?Feel free to contribute!