Siedze w coffee shop
– manekin za szyba (na rogu Wood i North) i patrze – biegnie. Jak wczoraj Tajlandzko-europejskie cudo. Piekna twarz na troche duzej glowie. A raczej glowa wcale nie duza, tylko wszystko pozostale wychudzone do perfekcji maratonczyka i jeszcze w obcislych spandex-ach, adidasy, czapeczka, rekawiczki w groszki. Smieje sie do siebie, czegos slucha.
Mysle : nie biegaj juz na milosc boska, zjedz cos dziewczyno, zjedz ciastko – tutaj sa ciaska, zjedz kanapke, tutaj sa kanapki, crossaint, bagel, goraca czekolada : tania wysokokalorycznosc.
Chcesz ? Zamowie wywrotke cukru. Na wynos z cukrowni.
Bo jak nie zjesz, to znikniesz niedlugo i ten co je ciebie – nie bedzia mial co jesc. I umrze. Chcesz tego ?
Nie mowiac o mnie. Ja tylko wzrokiem – drugie sniadanie.
Pobiegla cholera.
Leave a Reply
Want to join the discussion?Feel free to contribute!