w swoim czasie

doprowadzę się do jutra
do obłędu wschodzącego światła
grzechu nocy
gwiazd zmęczenia
doprowadzę się
wbrew przemocy ciała i cierpienia tutaj

ogień
po co go ująłem
po co wziąłem ptasie skrzydła
wilcze serce
znalezione
w drodze do każdego strachu
przed niczym
niczym
którym doprowadzam się do jutra
snu obudzonego w moim czasie
przyszłym nagle
wśród płonących ludzi
z pękniętego nieba

Do widzenia

wschód
uwierzyłem mu na słońce
na błękitny zapach nieba
stropy świata obudzone pnące się do wszechmogących ramion
niebieskiego podsklepienia nad tym życiem które
zamiast zostać i poczekać oniemiałe gdzieś ucieka zostawiając mnie samego w kropli czasu
spętanego
zamkniętego
zbudzonego
jej tak mało już zostało
jej tak mało już zostało
do widzenia najlepszego
do widzenia najlepszego
do widzenia najlepszego
najlepszego

Komu

niech będzie pokrojone ciało moje
rzucone na żer pokoleń
na wieczne potępienie
na wieczny śmiech i wściekły koniec
na każdy amen
na czas pogromu upodlonych owiec
ich marny byt

i niech tak wreszcie będzie Boże
na piedestale upadłego nieba
dla spokoju
dla ludzkiego gnoju
dla radości ukojenia
powszedniego chleba
dla nadziei z ostatniego przebudzenia
dla świętego smrodu i pośpiechu następnego miotu
zrodzonego z Ziemi i popiołu moich słów

komu?
komu to było potrzebne?
przecież nie mi
do kurwy nędzy
nie mi

Bogdana – Venus

piękna kobieto
jest tyle ślepych ulic
które mogliśmy wziąć
by nie trafić na siebie
błądzić
oszukać instynkt i przeznaczenie
wiarę
nadzieję
i sens
spojrzeniem zrobiłaś mi krzywdę
uśmiechem
wbiłaś sztylet w serce
w twarz i pod sklepienie
Chrystus
Hamlet
i Otello razem
nie mieli tak nasrane
jak ja teraz
wrażenie

Czasu nie ma

przestań uciekać przede mną
Czasu nie ma
uciekasz w przemijanie nie pytając się o moje zdanie ani uczucia
zakochałem się w tobie
nie w tym kim się stajesz
pozostań jaką cię poznałem
wtedy
nad ranem
kiedy w tobie straciłem poczucie czasu
i pozostało jedynie chore
ostatnie
zapamiętanie

Justyna o 1.19 nocą

samotność
wchodzi przez zamknięte drzwi
ubiera się w jej rzeczy
do rana tkwi przy łóżku
trochę jakbym umierał
spokojnie czuwa
żeby rana widniała
zaświatem po drugiej stronie okna

Nie-człowiek

Boże
i ty na mnie patrzysz
i nie zajebiesz mnie piorunem
dobry z ciebie nie-czlowiek
jakiego nigdy nie widzialem

God
you watch me
and you didn’t fuck me up with a thunder yet
you are the best non-human
I have never seen

jestem

nie wiem czy byłem
jestem
nie wiem czy będę

jeżeli byłem
to tylko zawirowaniem świadomości na chwilę
jeżeli jestem
pewnie się mylę
będę jednak na końcu
przenośnią do światła
najwyżej

dno

kiedy widzisz dno
dobijasz sie do niego krzyżem
słowem
czy słońcem w tobie?
dno
zapomniałem już jak wygląda
jego nieobecność
prowadzi mnie za rękę
zadośćuczynienie w które nie wierzyłem, że istnieje
to co wziąlem oddałem
to co mam
to tylko siebie i tylko na chwilę
każdy z was wie
o czym milczę
a jak nie
to po co żyć?

co wtedy?

nie
nie powiem ci dokąd idzie ten dzień
on
on nigdy nie zawraca
pytania musisz zadać teraz
bo następny
następny może cię nie wziąć w podróż
co wtedy
trupie własnego cienia?
…..
no
I will not tell you where this day is going
it
it never returns
ask questions now
the next one might not take you for its journey
what then,
corpse of your own shadow?