prawo

miałem prawo jedynie do zaćmienia oczu
nocy
cierpienia
i gdyby nie gwiazdy nigdy nie ujrzałbym siebie w świetle Kosmosu Ponad i Tu gdzie jestem na chwilę
nigdy nie zadarłbym głowy ponad Śmierć
myślami nie dotknął sklepienia Czasu
nie odczytał Losu
którym się urodziłem świadomy pełni Księżyca i Słońca
 

wierzę Słowu
Panie
nie znam Cię
ale nie musisz przekonywać mnie do niczego tutaj
z wyboru
pozbyłem się nawet siebie
lżej Aniołom

Jestem Levy

nie zapomniałem żadnych słów
miejsce gdzieś tylko wyszło ze mnie i włóczy się po świecie
nieogarnięte
nieme
ciągnie je w blady świt po niewidocznej stronie horyzontu
i nawet nie wiem czy będzie kiedyś wspomnieniem
jałowym
nieskończenie martwym liściem
pewnie znowu przemieszczę dzień
noc
promienie dobra i zła
niebo zamienię ze starości
z samotności
ze zmęczenia
mam więcej do stracenia idąc
wiec czemu idę?

idę by nie być
wypalić płomień z siebie
przenieść go w wiatr
drzewo
inny sens
po co to całe tłumaczenie na czas?
wyleczyłem się z tego
niech Bóg objaśnia pisownie tego życia
nie ja

 

los

matka moja Przeszłość
odrzuciła mnie od urodzenia
daje mi do zrozumienia obcy Codzień
od kiedy pamiętam wchodzę w Teraz
i w nim nie zostaję  nigdy
na Zawsze
wcale
już nie liczę
liczę na siebie
na swoje istnienie i Wschód zagubionego Słońca bo nie ma sumienia matka moja Przeszłość
nawet nie żywi mnie wiarą, że mam swoje miejsce
że mam swoją małą, szarą rzeczywistość
swoje Zapomnienie
czy Los

idę stąd
w Wieczność

nie teraz

zobaczyłem kawałek nieba i nabrałem z niego garściami powietrza
znowu Ziemia
klepisko nowego losu i ból całego ciała
rządza życia
która znowu  zapomniała o śmierci
wisi u gardła
i bez zbawienia nigdzie się nie rusza
jest mi dobrze
w larwie nowego człowieka

żebym tylko zapomniał po co tu przyszedłem
żebym nigdy nie wiedział
nie myślał
żebym oddał dług bez następnego przychodzenia
istnienia
czemu jeszcze nie teraz
czemu

próg

wszystkiego co mam nie mogę wziąć ze sobą
bo naprawdę mam już tylko siebie
niewiele
ale Zawsze to wszystko
które zabiorę ze sobą tam
w ciele schowane do progu

ǝıɔʎż oʇ

mam dość
ǝıɔśęzɔzs ɐu
ńǝızp uǝpǝظ oʞןʎʇ łʎq oʇ ǝıɔʎż
ęıs ʎɯśıןɐıɯś
ɐɥɔn op ɯǝuɐɹ pɐu ąظ ıɯ łɐʇdǝzsʎʍ
ćɹǝıɯs ɐʇ ızpɐʍoɹd obǝzɔ op
ɯǝıʍ nboq ıʞęızp
ızpɐʍoɹd ǝıu obǝzɔıu op ǝıɔʎż oʇ
sen

bezbronna

urodziłem pokolenie Aniołów
z najdalszego nieba zjechały myślami na Ziemie
bić się o słowo
którym jesteś ty
ludzka
bezbronna
małpo

I gave birth to generation of Angels
from the furthest Heaven they fight for Earth with thoughts
of the Word
that you are
human
helpless
ape

 

z góry

jestem uczulony na siebie
na to co we mnie
rodzi się i wyje w każdą nieskończoność
przywołuje rozdarte sny i jawę
zniekształcone twarze
słowa podniesione głosem bogów z zamkniętych wymiarów

w studni do nieba
otarłem się o rany ich spojrzeń
nieba innego
niż to obiecane po naszej stronie
niezrozumienia wszystkiego boję się
tego co ważne
do śmierci
idzie się z góry
zapominając o sobie

w błękicie

jak przyjdzie mi umrzeć
to umrę
a jak przyjdzie mi iść do dupy
to pójdę do dupy
wszystko jedno
wszystko z sercem
z czystym sumieniem
w błękicie krwi
płonącej niebem

patrząc w słońce

wieczność skończona
przed chwilą jeszcze tu była
patrząc w słońce
opierałem się o nią plecami
teraz idę przed siebie
w ostatnią chwilę jaka została
z jej wołania za mną

—-

eternity is over
just a blink before
while looking at the Sun
I was leaning my back on it
now I am forced to go ahead
into the last moment
left of it
calling after me